wtorek, 24 lipca 2012

Zachowuję się jak wariatka.


  Nie byłabym sobą, gdyby przez całe przedpołudnie nie korciło mnie, to by zadzwonić do Bartmana. Choćbym nie wiem jak mocno udawała przed samą sobą, że ten gest z kwiatkami mnie nie zainteresował to od środka zżerała mnie ciekawość. Po co to zrobił? – pytało moje serce. Na całe szczęście wykładowcy uniemożliwili mi ten desperacki ruch i nie wykonałam tego telefonu za co dziękowałam kilka godzin później gdy natknęłam się na Zbyszka w katowickiej Silesii.

     Przechadzałam się po Douglasie wraz z Mariettą w poszukiwaniu jakiś sensownych perfum dla jej faceta, gdy kilka regałów dalej usłyszałam charakterystyczny śmiech. Pod, byle pretekstem opuściłam koleżankę i udałam się w tamtym kierunku. Brunet właśnie pstrykał na nadgarstek jakiejś laski o bujnych kręconych włosach.
     - Zibi mówiłam ci, że to do mnie nie pasuje – skarżyła się.
     - Oj, przestań, powąchać chyba możesz. Wczuj się to naprawdę ładny zapach – gdy tak się zbliżałam woń rozpylonych dopiero co perfum również do mnie dotarła. Była to bardzo znajoma woń. Sama jej używałam i to od niego dostałam flakonik z tym zapachem.
     - Rzeczywiście bardzo ładne– przysłuchiwałam się rozmowie starając sie zostać nie zauważona. W środku mnie się kotłowało. Jak widać mimo jęków Kubiaka, Zbyszek bardzo szybko znalazł sobie kogoś na moje miejsce. Nie była bym chyba 100% kobietą, gdybym nie była ciekawa jak owo „zastępstwo” mojej osoby wygląda. Dlatego ruszyłam w ich kierunku.
     - Mógłbyś się przynajmniej wysilić i wybrać inne perfumy! – zaatakowałam go. –A może każdej swojej niuni wybierałeś te same, bo, po co się męczyć jak i tak zawsze masz wszystko gdzieś!
     - Wiki uspokój się – napomknął mnie, robiąc się coraz bardziej czerwony na twarzy.
     - Przecież jestem spokojna! A tobie… – zwróciła się do brunetki – …daje radę: Zbyszek lubi kończyć na górze, nie spieraj się z nim o to, nie warto. To jemu musi być wygodnie nie tobie.
     - Wiktoria! – usłyszałam jeszcze za swoimi plecami nim wyszłam z perfumerii.
     Dopiero po kilku minutach przypomniałam sobie, że zostawiłam tam Mariettę. Nie miałam jednak zamiaru wracać w to miejsce ryzykując kolejne spotkanie z brunetem i jego towarzyszką. Szybko wystukałam wiadomość tekstową przekazując Mariettcie, że czekam na nią na parkingu.

     W głowie miała teraz dwie osoby. Pierwszą była ta dziewczyna. Nie powiem zabolało mnie to, że tak szybko znalazł inną. Ale czy nie tego właśnie chciałam? Przecież skończyłam z Bartmanem, może nie powinno mnie to obchodzić, a jednak obchodziło! Drugą ważniejszą na tę chwilę osobą był Kubiak, z którym musiałam jak najszybciej pogadać. Stawiłam się na hali przed ich popołudniowym treningiem.
     -Ty zdrajco! – wycelowałam w niego placem wskazującym, gdy tylko wszedł na boisko. – Kto ci kazał mielić jęzorem, co?! – ruszyła na chyba niczego nie świadomego Michała, ten wpatrywał się we mnie z przestrachem. Do tego scence przyglądała się Russell z Ashleyem, nawet dochodziły do mnie ich strzępy wymienianych na prędce spostrzeżeń, usłyszałam, że nie spodziewali się po mnie takiego zachowania.
     - Wiki możesz przestać naruszać moją przestrzeń i powiedzieć, o co chodzi? – szatyn starał się ode mnie odsunąć, ale ja nadal dźgałam go moim kościstym palcem w klatkę piersiową.
     - Ja mam ci powiedzieć!? To chyba ty powinieneś mieć mi coś do powiedzenia! Kto kazał ci rozmawiać z Bartmanem o mnie?! Czy ja cie o to prosiłam? – zapytałam. Byłam pewna, że to jego sprawka.
     - Nie wiem o czym mówisz? – udawał głupka, tak to wychodziło mu teraz najlepiej.
     - Nie udawaj! Dobrze wiem, że ty go namówiłeś do tego, żeby dał i te kwiatki i czekoladki. On sam, by na to nie wpadł – po twarzy Miśka przemknął wyraz triumfu.
     -Więc jednak u ciebie był – stwierdził zadowolony i jakoś przestał zaprzeczać, że maczał w tym palce. – I co?
     - Jajco! Nie było mnie w mieszkaniu podczas tej wizyty. Tak w ogóle to niepotrzebnie się produkowałeś, bo jak zapewne niedługo Zibi cię poinformuje znalazł sobie kolejną naiwną – nie zamierzałam tego ukrywać.
     - Jak to kolejną? – czyli tak jak przypuszczałam Kubiak jeszcze o niczym nie wiedział.
     - Cóż wydajemy się, że Zbyszek zabawia się w coś na wzór Kurka, bo tak jego nowa zdobycz na pewno nie jest w wieku zbliżonym do naszego – wyjaśniłam. Dobra byłam w te klocki i szła bym na zakład, że brunetka spotkana w perfumerii ma coś około trzydziestki. – Pewnie Zbyś szuka nowych wrażeń – zaśmiałam się.
     - Wiki czekaj, a jak ta dziewczyna wyglądała? – szatyn zaczął się dziwne zachowywać, z tego co zdążyłam go już poznać to były oznaki zdenerwowania.
     -Po za tym, że jest od niego starsza tak jak już wspomniałam to ma długie, ciemne i kręcone włosy – opisałam. – Coś ci to mówi?
     -Wiki to nie jest tak jak ci się wydaje – zaczął się jąkać. Naprawę Kubi powinie chyba udać się do jakiegoś psychologa, bo te zmiany zachowań są niepokojące.
     - Co za różnica jak mi się wydaje?! Powiedziałam tej lasce co nieco, może zmądrzeje i zauważy przed czasem, że jest tylko zabawką – kłamałam teraz jak z nut. Wcale nie mówiła tego tej brunetce z potrzeby serca, ale chciałam oczernić w jej oczach Bartmana, należało mu się, nie wszystko musi mu uchodzić na sucho.
     - Ale…- dalej ciągnął Kubiak.
     - Co ale?! Michał tylko go teraz nie broń! Tego już nie zniosę –ja wiem, że oni są przyjaciółmi, ale chyba w tej kwestii Misek powinien trzymać moją stronę i mnie zrozumieć.
Ta rozmowa stanowczo się przeciągnęła, chciałam tylko Michałowi wygarnąć, a doszło do tego, że rozmawiałam z nim o jakiejś nowej lafiryndzie Bartmana. Nie chciałam spotkać Zbyszka dzisiejszego dnia jeszcze raz, więc pora się jakoś ulotnić.
     - Dobra ja spadam – powiedziałam, ale szatyn złapał mnie za przedramię.
     - Czy ta dziewczyna miała na sobie czerwoną kurtkę? – zapytał, czego się nie spodziewałam. Jak już wspomniałam ten psycholog to chyba już teraz jest potrzebny.
     - Tak ,a co do ma niby do rzeczy? – dodarłam zaskoczona i nie czekając na odpowiedź powędrowałam wzrokiem w tym samym kierunku, w którym spoczęły oczy Kubiaka. – Co za tupet! Jeszcze ją tutaj przyprowadził!
     - To jest jego… -zaciął się Michał.
     - Jego co?! Mów, że wreszcie – ponagliłam go. Od, kiedy on nabrał takiego zwyczaju, że zacina się w ważnych dla mnie momentach.
     - To jego siostra Kasia – wydukał wreszcie.
     - Siostra – zdążyłam tylko powiedzieć nim Bartman, który zbliżał się do nas stanął dosłownie obok mnie. Był mocno poirytowany to widziałam dokładnie w jego zielonych tęczówkach.

..: :..

Dodaje kolejną odsłonę. Wiem, że trochę krótko wyszło, ale taki urok tej historii.
Przepraszam, że tak rzadko dodaje rozdziały, ale jak wiecie mam jeszcze 2 inne blogi do ogarnięcia a czasu jak na lekarstwo. Teraz będę go miała jeszcze mniej, bo wyjeżdżam na wakacje do pracy tak jak w zeszłym roku. Postaram się być w miarę regularnie na waszych blogach, ale z moim pisaniem to nie obiecam tej regularności…

Dociekliwe rozmowy.


Po meczu z Bydgoszczą zostałam napadnięta przez Kubiaka, słowo napadnięta było adekwatne do tego co mi zrobił. Dosłownie uwiesił się na mnie swoim wielkim cielskiem zapominając o tym, że jestem od niego sporo mniejsza.
     - Bierz te łapy, tu orangutanie! – zepchnęłam jego ramię z moich barków.
     - Wiki, ty dalej nie w sosie, to trwa już zdecydowanie za długo. Myślałem, że już ci przeszło – jojczył krocząc obok mnie ignorując jakieś rozwrzeszczane nastolatki wykrzykujące jego imię.
     - Niby co mi miało przejść ? – przystanęłam patrząc na te wiecznie roześmianą twarz.
     - No ta twoja niechęć do Zbyszka. Nie ukrywam ja już za tobą tęsknie. Przyzwyczaiłem się już nawet do tych twoich nocnych jęków i pisków – zdębiałam momentalnie i mogłabym przysiąc, że chwilę stałam z otwartymi ustami.
     -Wcale nie piszczę, nie przypominam sobie – nie należałam do osób, które w łóżku wydają całą gamę dźwięków.
     - Żartuję przecież, choć ja tam nie wiem jak jest u ciebie, bo ja już dawno zasypiam ze stoperami, nie każda dziewczyna była tak wstrzemięźliwa wpadając w ramiona naszego ogiera – roześmiał się.
     - Też mi powód do żartów. Mógłbyś być, chociaż raz poważny? – tutaj trochę przesadziłam. Kubiak na pewno był bardziej poważny i odpowiedzialny od Bartmana a przynajmniej brał życie na serio, nie bawił się nim na każdym kroku.
     - To, kiedy do nas wrócisz? – dopytywał niewinnie. To akurat było trochę zabawne przecież oboje wiedzieliśmy, że słowo wracać nie odnosiło się do osoby Kubiaka a jego przyjaciela.
     - Miśku nie wrócę, już ci o tym mówiłam. To Zbyszek jeszcze ci się nie poskarżył – dziwiło mnie to, że Bartman trzymał ciągle język za zębami minęło już przecież trochę czasu.
     -Zibi ostatnio jest nie do życia i właśnie czekam aż wrócisz i tym samym wróci dawny on – zachowanie bruneta jakie opisał mi Michał dało mi trochę do myślenia.
     - Bartman będzie musiał sobie poszukać kogoś innego, na mnie już nie licz – napomknęłam. Niestety, byłam pewna, że to szatyna nie zadowoli i będzie wymagał obszerniejszych wyjaśnień.
      - Aż tak się pożarliście? O co tym razem? – Kubiak najwyraźniej naprawdę nie wiedział, o co nam poszło. Czy się temu dziwiłam? No właśnie nie, Misiek zapewne strzelił, by Zbyszkowi wykład a tego prawdopodobnie brunet chciał uniknąć.
     - O test ciążowy, to od tego się zaczęło… Nie Miśku, nie jestem w ciąży – dodałam szybko, bo jemu kolory zaczęły zmieniać się na twarzy po pierwszych moich słowach. Nawet usłyszałam jak głośno teraz odetchnął z wyraźną ulgą. – Jak mówię zaczęło się do testu, ale dzięki temu zobaczyłam drugą twarz Zbyszka i tym kim dla niego jestem.
     - Czekaj, bo nie nadążam – przerwał mi. – Co Zibi zrobił?
     - W wielkim skrócie dał mi do zrozumienia, że jestem dla niego nikim więcej jak laską którą może posuwać. Takich jest na pęczki, na pewno szybko znajdzie jakąś na moje miejsce – ulżyło mi, wreszcie mogłam się wygadać i ani trochę nie przeszkadzało mi to, że tych zwierzeń wysłuchiwał najlepszy przyjaciel Bartmana.
     - Ale z tego co pamiętam to sama byłaś zadowolona z tego co was łączyło i jak to wyglądało – przypomniał mi.
     - Bo byłam, ale do czasu. Wiesz Miśku my kobiety to może i jesteśmy skomplikowane, ale nad wyraz często wpadamy we własną pułapkę uczuć – omotałam sprawę jak tylko mogłam, bo słowa „ Zakochałam się w Bartmanie” nie miały ochoty przejść przez moje gardło.
     - Zakochałaś się w nim! – krzyknął nie zwracając uwagi na to, że ludzie z obsługi kamer Polsatu i niedobitki wśród kibiców zaczęli się nam dziwnie przyglądać.
     - Ciszej! – syknęłam. – Tak, to prawda co mówisz, ale zobaczyłam również, że on nawet w jednym procencie nie czuje do mnie niczego poza fizycznym pociągiem. Tym samym rozproszył moje nadzieje, że z biegiem czasu coś by się zmieniło – wyznałam swoje marzenia co do przyszłości naszych wspólnych relacji, teraz odczuwałam jakie to wszystko było złudne.
     - Nie wierze, że on do ciebie nic nie czuje. On tylko nie potrafi mówić o swoich uczuciach – zapewniał mnie.
     - Nie widziałeś go, wtedy. Jak mu o tym powiedziałam on to zwyczajnie wyśmiał. Dał mi tym samym do zrozumienia, że nie wiele dla niego znaczy co ja do niego czuję – od naszej rozmowy na parkingu minęło trochę czasu i w tym okresie nie zamieniłam z nim ani słowa. Mój telefon też nie był nękany przez jego próby dodzwonienia się do mnie.
     - On się zwyczajnie wystraszył – stwierdził przekonany Kubiak.
     - Może i tak, ale ja już mu nie wierzę. Wiem, że chcesz go bronić, ale to niczego nie zmienia. Muszę iść, ojciec pewnie na mnie czeka – pożegnałam się z Michałem udając się do gabinetu taty. W ten weekend czekała mnie iście rodzinna atmosfera wyłącznie w gronie najbliższych. Raz na jakiś czas można to było wytrzymać bez żadnego uszczerbku na własnej psychice.

     Przyglądałam się swojej siostrze, która właśnie oznajmiła nam wszystkim, że spodziewa się dziecka. Ledwo udało mi się powstrzymać śmiech, bo, gdyby los nie był tak łaskawy sama ogłaszałabym podobną nowinę wzbudzając przy tym ogromną falę pytań. Wirginia była przecież świeżo upieczoną mężatką a ja to, co, wieczna singielka, która tylko potajemnie od kilku miesięcy sypia z jednym z członków ekipy którą po części zarządza mój tato. Potrafiłam nawet w mig wizualizować sobie w głowie reakcję ojca, który z potulnego Zdzisia Grodeckiego zamienia się we wściekłą bestię. Ciekawiło mnie tylko jedno czy bardziej wściekłby się ma mnie czy na Zbyszka? Tego już jednak nigdy nie sprawdzę.
     - Oczywiście Wiktoria będzie chrzestną – zadecydowała Wirginia, na co tylko przytaknęłam.
     - Wiguś nie teraz, zbyt wcześnie, by podejmować takie decyzje, to może przynieść pecha – odezwała się zawsze przesądna mama. – A, jak już jesteśmy przy Wiki, to, co tam u ciebie dziecko? Ojciec opowiadał ,że nie ma tygodnia byś nie siedziała na hali i rozpraszała swoją obecnością zawodników.
     - Mamo przecież wiesz, że to nie tak. Ja ich zwyczajnie lubię, to wszystko – jeszcze mi tylko tego brakowało bym teraz była przesłuchiwana przez rodzinę.
     - Ja to się dziwę tyle tam facetów a ty ciągle wolny strzelec – na moje nieszczęście Wiga podchwyciła temat.
     - Większość i tak zajęta a reszta nie w moim typie – chciałam to szybko zakończyć, jednak wątpiłam, by rodzinka mi na to pozwoliła, szczególnie jej damska część.
     - I dobrze, to nie są odpowiedni mężczyźni dla niej – jeszcze tego brakowało, że do wszystkiego włączył się tata.
     - Tato nie bądź taki staroświecki! A ty Wiki nie ściemniaj, że nikt ci tam nie przypadł do gustu! – nie wiedziałam czy moja siostra robiła to świadomie czy zwyczajnie wyczuła, że coś kręcę.
     - Przypadnięcie do gustu a przejście na kolejny etap to dwie różne sprawy. Powiedz mi lepiej jak tam prace na budowie? Kiedy będę mogła wejść do ogrodu bez obaw, że ekipa budowlana nie zniszczy mojej roboty? – zmieniłam temat co zapewne nie umknęło nikomu z członków mojej rodziny. Na szczęście jutro wracałam do Katowic a przy porannym rozgardiaszu w domu Grodeckich nie będzie czasu na wypytywanie mnie o to.
     Moja siostra zwietrzyła temat i próbowała mnie podejść jeszcze kilkakrotnie. Nie była w tym dobra a ja udawałam, że nie mam pojęcia o czym mówi. Ostatnią próbę podjęła późnym wieczorem, gdy byłam już w łóżku. Uratowało mnie tylko to, że z wielką precyzją udałam, że śpię.

     Pod drzwiami mieszkania na wycieraczce zastałam sporych rozmiarów już lekko zwiędnięty bukiet róż i pudełko czekoladek. Nie było nic więcej, żadnego bileciku, kartki czegokolwiek. To i tak nie było mi potrzebne. Sam bukiet dobrze oznajmiał mi, kto to był. Tylko on wiedział, że moim ulubionym połączeniem jest zestawienie białych i blado żółtych róż, kochałam te przechodzące w siebie barwy. Niestety, nie miałam pojęcia dlaczego postanowił mnie nimi obdarować. Nie miała też zamiaru robić sobie żadnych nadziei, że to cokolwiek znaczy.
 ..: :..
Tak jak ostatnio skinny zauważyła, nie ma tutaj w narracji ukazanego spostrzeżenia drugiej strony, czyli Zbyszka. Wiem, że przyzwyczaiłam was do tego, że zawsze na bieżąco byliśmy wszyscy razem z myślami bohaterów. Tutaj wybrałam tylko narracje Wiktorii, dla mnie, to jest również nowość, bo niektóre rzeczy zostają niedopowiedziane.

Nie będę potulnym barankiem.


Niecałe 40 minut później otwierałam drzwi mojego katowickiego mieszkania. Znów mogło nosić takie miano w pełnoprawnym tego słowa znaczeniu, a nie jako przechowalnia moich klamotów i projektów na studia. Całe szczęście, że nie byłam tak głupia, by tę studencką cześć mojego życia przenieść do mieszkania siatkarzy. Tam zdecydowanie zbyt często coś ginęło. Albo, więc któryś z nich miał ukrytą tendencję do kleptomani albo był ogromnym bałaganiarzem, który nawet nie ma kontroli nad tym co robi. Takim sposobem zniknęły moje beżowe louboutiny i maskara od Rimmela, sama jeszcze nie wiem, co zostało pochłonięte w czeluściach tych 75 m 2.
     Cisza i spokój towarzyszyły mi wraz z zapadającym zmrokiem. Nie spodziewałam się dzwonka, który, by oznajmiał, że na klatce stoi Bartman pragnący moich ust. Nie spodziewałam się trzasku drzwi, gdy bezceremonialnie wchodził do mieszkania i całował bez słowa. To minęło bezpowrotnie. Może, gdybym nie zamieszkał z nim wszystko potoczyło, by się, inaczej. Przynajmniej, póki tego nie zrobiłam mogłam czuć namiastkę czegoś podobnego do związku. Wychodziliśmy do klubu, restauracji, kina, często w większym gronie, ale jednak. Gdy przeniosłam się do Żor nasza relacja została zamknięta w metrażu mieszkania i pojęcie co nas łączy miał tylko Kubiak i tylko dlatego, że dzielił te 4 kąty z brunetem. Michał nie pochwalał tego, że godzę się na taki rodzaj relacji, ale mówił też, że dla Zibiego to nowość. Jeszcze nigdy nie zaproponował dziewczynie, z którą łączył go zwykły „układ”, by z nim zamieszkała. Takich układów w swoim życiu Bartman miał już kilka, dlatego pokładałam nadzieję, że może jeszcze sam nieświadom do końca tego, też czuł coś więcej do mojej osoby.
     W sypialni rozległo się przeraźliwe miauczenie, każdy normalny rozglądałby się za kotem ja sięgnęłam po swój telefon. Na ekranie migotało zdjęcie Zbyszka chyba zauważył moje zniknięcie. Odłożyłam telefon na bok czekając aż się rozłączy. Sytuacja powtórzyła się 4 razy aż wreszcie zamiast telefonu otrzymałam wiadomość tekstową: „ Co ty do kurwy wyprawiasz?” – pytał. W kolejnym „ Przestań sobie robić jaja”. W następnym „ Dobra, osiągnęłaś co chciałaś, możesz wrócić”.
     Choć bardzo chciałam, by mnie te wiadomości ani odrobinę nie ruszyły to jednak robiły to na każdym kroku, gdy otwierałam skrzynkę odbiorczą. Nie miałam jednak zamiaru być potulnym barankiem, który po trzech takich wiadomościach wróci jak na skrzydłach w jego ramiona, dziś zbyt mocno się na nim zawiodłam.
     „Już cię nie musi obchodzić co robię i gdzie jestem. Pieprz się Bartman!” wystukałam wciskając wyślij. W odpowiedzi po niecałych 30 sekundach dostałam: „ Pieprzyć się! Jasne, ale z tobą” Moja irytacja sięgnęła apogeum czego skutkiem było to, że mój wart niemałe pieniądze telefon rozprysł się o drewniany parkiet. To było na tyle, jeżeli chodzi o to kim dla niego się stałam. Jak widać miał mnie za swoją prywatną dziwkę i nikogo więcej. Będzie musiał sobie znaleźć na moje miejsce kogoś innego. Choć ta myśl z początku sprawiła mi satysfakcję, że pewnie za jakiś czas inna dziewczyna podzieli mój los, to później pojawiło się ukłucie zazdrości, że jego usta będą błądzić po innym ciele i je obdarowywać pocałunkami a ja zostanę z niczym. Nie dało się przecież tak z dnia na dzień wyleczyć z mojej miłości do niego, to niestety musiało trochę potrwać , a ja będę musiała swoje przecierpieć. Na całe szczęście nic nie trwa wiecznie i to też kiedyś będzie miało swój kres.

     Kilka dni później musiałam zacząć stwarzać pozory, że nic się u mnie nie dzieje. Ojciec już do mnie wydzwaniał dlaczego nie pojawiam się na hali tak jak miałam w zwyczaju. Zawodnicy pytali na facebooku czy jestem chora, skoro nie zaszczycam ich swoją obecnością. Tak, więc czy tego chciałam czy nie pojawiłam się w Jastrzębiu na popołudniowym treningu.
     - Wiki gdzieś ty była? Tęskniłem – Russell podbiegł do mnie, gdy tylko stanęłam na płycie boiska.
    - Wiktorio moja Wiktorio, stęskniłem się – zarurował mu Łasko starając się zrobić to na wzór utworu Dżemu, co nie bardzo mu wyszło.
     - Jest wreszcie nasza maskotka – odezwał się Bernardi posyłając uśmiech w moją stronę.
Można powiedzieć, że się przyzwyczaiłam do takiego traktowania, bo tak działo się od lat. Jednak tegoroczny skład przebijał nawet wygłupy duetu Łomacz - Yudin. Wszystko pewnie było, by prostsze, gdyby nie to, co przez okres prawie 6 miesięcy wydarzyło się między mną a Bartmanem.
     - Dobra już spokój! Nie było mnie kilka dni wy zachowujecie się jakbym była jakimś zagrożonym gatunkiem, do tego na wymarciu – popatrzyli na mnie ze zdziwieniem a później wybuchnęli śmiechem wszyscy równocześnie.
     - Ty jesteś jedyna w swoim rodzaju – usłyszałam za plecami cichy, gardłowy szept. Momentalnie spięłam wszystkie mięśnie i znieruchomiałam jak posąg. – Zostań, chyba musimy pogadać – dodał jeszcze, po czym ruszył do kółeczka, gdzie pośrodku Lorenzo dawał innym wytyczne do dzisiejszych zajęć
     Zastanawiałam się czy nie zrobić mu na złość i nie zniknąć tuż przed końcem treningu i chyba tak bym zrobiła, gdyby nie mój ojciec, który umiejętnie mi to uniemożliwił. Wypytywał co słychać, dlaczego nie odzywam się tak często, jak obiecałam i dał mi jeszcze reprymendę, że jak tak dalej będę się zachowywać to poważnie zastanowi się nad cofnięciem zgody na to bym mieszkała w Katowicach sama. Kiedy tato skończył swój wykład na boisku już nie było nikogo, jednak nie łudziłam się, że nie natknę się gdzieś na Bartmana, to było, by za proste. On jak coś postanowił to niestety zawsze się tego trzymał. Żeby nie ułatwiać mu sprawy ruszyłam na zewnątrz oddając się przy okazji przyjemności, kiedy dym papierosowy wypełniał mi płuca. Skończyłam papierosa wyrzucając niedopałek i ruszyłam w stronę swojego wozu.
     Nie myliłam się co do tego, że Bartman nigdy nie odpuszcza, czekał na mnie oparty o mojego pomarańczowego Forda z zawadiackim uśmiechem na twarzy.
     - Przesuń się, chcę wsiąść – poprosiłam go, dobrze wiedział, które drzwi zastawić tą swoją górą mięśni.
     - Chciałem pogadać, zapomniałaś? – użył tego swojego najbardziej seksownego głosu licząc na szybkie złamanie mojego oporu.
     - A zapytałeś mnie czy ja chcę gadać z tobą? Jakoś sobie nie przypominam – odsunęłam się na znaczną odległość niezadowolona z tego, że jego ciało zasłania mi jedyne bezpieczne miejsce w promilu kilkunastu metrów.
     - Zachowujesz się, jak dziecko – prychnął tylko w odpowiedzi.
     - Ja się zachowuję jak dziecko? Spójrz lepiej na siebie! Świat nie kręci się tylko wokół twojej osoby. Na pewno nie mój świat – no cóż tutaj to pojechałam ogromnym kłamstwem, ale wiedziała, że już niedługo i mój własny świat przestanie kręcić się wokół osoby siatkarza, niech tylko minie ten urok, który wokół mnie rozproszył.
     - Przecież to ty wszystko skomplikowałaś! Ja niczego ci nie obiecywałem. Mieliśmy się świetnie bawić i bawiliśmy się, dopóki ty… - już wiedziałam co zaraz powie, dlatego go ubiegłam.
     - Dopóki ja nie wyskoczyłam z tym testem tak? A pomyślałeś co, by było, gdybym jednak była w ciąży? Pewnie strzelił byś mi tekstem, że nie nadajesz się na ojca, a może jeszcze byś sypnął kasą na zabieg bym usunęła! – zbladł na twarzy jakby co najmniej zobaczył ducha. Czyżbym miała rację?
     - Nie jestem taki – wyraźnie po moich słowach spuścił z tonu.
     - Nie jesteś? ! A wczoraj to niby jaki byłeś? ! Z resztą ja uważam, że ta cała rozmowa nie ma już sensu. Skończyłam z tobą. A teraz łaskawie odsuń się – poprosiłam już dużo spokojniej.
     - Przecież się we mnie zakochałaś – stwierdził odblokowując mi dojście do drzwi.
     - I co z tego? Będziesz się teraz tym chełpił czy co?! – zapytałam wsiadając do wozu.
     - Tak łatwo odpuszczasz? – no nie teraz to on myśli, że będę jeszcze dalej o niego zabiegać. Niedoczekanie!
     -Nie mam zamiaru walczyć o coś, co dla ciebie i tak nic nie znaczy. Byłam przecież tylko laską do łóżka. Znajdź sobie inną i z nią się pieprz! – szarpnęłam drzwi, które on ciągle trzymał.
     - Wiktoria to przecież wcale nie było tak – odparł zwalniając uściska na moje kolejne szarpnięcie. Nie miałam zamiaru dowiadywać się, jak to według niego było i tak nie uwierzyłabym w ani jedno jego słowo.

 ..:~:..
Nie wyrabiam ostatnio z czasem. Jakoś nie potrafię sobie go zorganizować, przez co czuję się nieco oderwana od tego świata blogowego. Wybaczcie.
Jeżeli ktoś chce być informowany to niech wpisze się do zakładki Informowani, ewentualnie zostawi to w komentarzu pod notką, bądź da znać na gg, wiem, że onet ostatnio wszystkich doprowadza do szału, więc ułatwiam tą sprawę.
O kolejnym informuje tylko tych, którzy sami to do mnie zgłoszą.
Chcecie zobaczyć płaczących facetów, którzy oglądają film, idźcie do kina na „Nad życie” takie wrażenia macie, wtedy gwarantowane.