niedziela, 12 sierpnia 2012

Najpierw mnie wysłuchasz, a potem zrobisz co zechcesz.


         Ostatni tydzień był zorganizowany jak na wariackich papierach. Dwa razy musiałam kursować do Lublina, by osobiście wszystkiego przypilnować. Za pierwszym razem kłopoty były w hotelu, za drugim na hali. Na szczęście w drugim przypadku z pomocą przyszedł mi Łasko, którego zabrałam ze sobą. Michał posiadał autorytet jakiego mi z pewnością brakowało. Na niego ludzie z obsługi nie patrzyli tak sceptycznie, jak na mnie. Michał tylko sobie żartował z tego, że to z nim, a nie mną chcą „dogrywać” ostatnie szczegóły i poprawki. Jak widać tutaj nazwisko Łasko mogło zdziałać więcej niż Grodecka, choć to przecież głównie mój ojciec z pomocą Jastrzębskiej Spółki Węglowej organizował ten cały benefis i to do mnie jako pośrednika ojca należało ostatnie słowo. Jednak nie wnikałam w to, załatwiliśmy co mieliśmy załatwić i wracaliśmy na Śląsk.
Parkowałam pod jastrzębską halą dowożąc Michała na czas, mimo że miał pozwolenie, nie musi się stawiać na tym treningu udało nam się to załatwić sprawie, tak, że i te zajęcia zaliczy.
     - Chętnie bym za dwa dni również się z tobą zabrał. Czas przy tobie leci zdecydowanie, inaczej – chełpił mi blondyn. Nie powiem w trasie mogliśmy pogadać i pośmiać się na całego. Łasko był idealnym kompanem w podróży.
     - Jedziesz przecież z drużyną, ale też nie miałabym nic przeciwko temu abyś to ty umilił mi podróż – w czasie tego tygodnia poznałam go z innej strony. Jednak prawdą jest to, że gdy przebywasz z facetem sama na sam pokazuje całkiem inną twarz.
     - Jadę sam, ale najpierw do Warszawy odebrać z lotniska ojca. Może pojechałabyś ze mną? – nie spodobało mi się to pytanie w jego ustach, zabrzmiało jakby kryła się za nim jakaś ukryta intencja.
     - Muszę być w Lublinie i wszystkiego doglądać – wymigałam się. To nie do końca była prawda, moja praca kończyła się dzisiaj, ale słowa Łaski wydały mi się jakieś takie podejrzane, że wolałam podeprzeć się dobrą wymówką.
     -Szkoda, dobrze chodźmy już – zarzucił rękę na moje ramię przyciągając do siebie. Jeszcze dzień czy dwa wcześniej nie zwróciłabym na ten gest uwagi, ale dziś było już, inaczej.
     - No proszę, jaki z ciebie pracoholik – syknął Bartman, który wyszedł właśnie z szatni.
     - Tobie co? Zdążyliśmy z Wiki na czas to przyjechałem, akurat trening się nam przyda. Dzięki Wikuś jeszcze raz za wszystko – pożegnał się znikając za drzwiami.
     -Wikuś?! Z tego co pamiętam to nie lubisz jak tak się do ciebie zwracają – Zbyszek ruszył za mną, nie pomogło to, że ignorowałam jego osobę. Prze ostatnie dniu udawało mi się go unikać. Niestety, jak zwykle, gdy tylko wpadłam na halę pierwsza osobą jaką spotykałam był on.
     - Bo nie lubię, to się nie zmieniło. Tak w ogóle to boisko jest w przeciwnym kierunku, zapomniałeś? – zaznaczyłam, gdy Zbyszek zamiast w lewo ruszył w prawo w stronę gabinetu ojca.
     - Pamiętam doskonale, mam też nadzieje, że ty pamiętasz o naszej rozmowie i to, że mamy ją dokończyć? Nawet Łasko mi w tym nie przeszkodzi – ciągnął dalej.
     - Co ty tak z tym Łasko?! – żachnęłam się.
     - Nie udawaj, że nie widzisz jak na ciebie patrzy – parsknął prawie pieniąc się ze złości.
     - Nie zauważyłam – skłamałam. – A nawet, jeśli patrzy to ciebie chyba nie powinno już to interesować. – dodałam, nim weszłam do sekretariatu zostawiając go na korytarzu.
     Czyżby on był zazdrosny? To niemożliwe, skoro nic dla niego nie znaczyłam. A co, jeśli się mylę? Moje rozważania przerwał głos pani Helenki, która zapraszałam mnie do gabinetu taty.

     Dziś czekała na nas ta cała oficjalna szopka. Wczoraj odbył się mecz towarzyski między Skrą a Jastrzębiem dzisiaj w ramach podziękowań wszystkich gości zaprosiliśmy na bankiet do Hotelu Europa. Budynek pękał w szwach, znajomi, byli siatkarze czy oficjele PZPS zjechali się z każdego krańca Polski. Po kolacji część z nas przeniosła się do położonego w piwnicach hotelu klubu „ Bohema” Wynajęty DJ puszczał już utwory według własnego uznania a zawodniczy oraz pozostali goście powoli wypełniali parkiet.
     - Ślicznie dziś wyglądasz. Pasują ci te barwy klubowe – Łasko zaskoczył mnie szepcząc mi do ucha te słowa. Sama byłam zdumiona, że tak dobrze będę prezentować się w zgaszonej pomarańczowej sukience i czarnych dodatkach.
     -Dziękuję – odparłam jeszcze opanowana, Zachowanie Michała ostatnio zbyt często sprawiało, że miałam mętlik w głowie.
     - Zatańczymy? – zapytał a ja nie miałam jak mu odmówić. Chciałam w tańcu zachować dystans, ale DJ jak na złość puścił wolny kawałek a mi nie pozostało nic innego jak opleść swoje dłonie na szyi siatkarza.
     -Wiki muszę ci powiedzieć, że poznałem cię z całkiem innej strony i bardzo mi się spodobało co tam zobaczyłem – przyciągnął mnie mocno do siebie a jego twarz zaczęła niebezpiecznie zbliżać się ku mojej. Otrząsnęłam się z szoku w ostatniej chwili.
     - Michał co ty robisz, a Daniella? – wymieniłam imię dziewczyny, z którą przecież z tego co było mi wiadomo tworzyli parę.
     - Nie układa nam się. Nawet nie chciała przyjechać na ten jubileusz ojca – westchnął.
     - I dlatego, że coś wam nie wychodzi ty chcesz się tak na niej odegrać. Tak się tego nie załatwia! – nie mogłam dłużej tkwić w jego objęciach. Nie potrzebne mi było kolejne nieszczęście tym razem w postaci Łasko, do tego brzydziłam się osobami, które postępują tak jak blondyn. Chciałam opuścić klub, kiedy zatrzymał mnie Zbyszek, tak, że tym razem wylądowałam je jego ramionach.
     - Co ty wprawiasz? – zapytałam, starając wyswobodzić się z bardzo szczelnego uścisku.
     - Mógłbym spytać o to samo. Co jest między tobą a Łasko? Nie próbuj zaprzeczać, widziałem! – zaczęłam się zastanawiać czy dla niego nie lepiej byłoby, gdyby zrobił karierę w jakimś KGB czy innym FBI.
     - Nic nie ma, Michał się tylko zapomniał. Możesz mnie puścić – szarpałam się lekko, ale tak, by nie wzbudzać zainteresowania innych.
     - Mógłbym, ale najpierw mnie wysłuchasz – zażądał.
     -Dobrze, ale później daj mi spokój – nie mogłam w nieskończoność uciekać przed tą rozmową.
     -Wtedy, gdy zobaczyłem test wystraszyłem się. Nie próbuj zaprzeczać, że ty również. Może zareagowałem za ostro, ale powinnaś to przewidzieć. To nie jest tak, że byłem z tobą tylko dlatego, że ze sobą sypialiśmy – rozpoczął.
     - Zbyszku, ale tak to wyglądało. Dobrze o tym wiesz – zaczęło trochę mi się to podobać, że on się przede mną tłumaczy.
     - Tutaj w tych relacjach chyba popełniłem błąd – rozpoczął kolejne zdanie a u mnie cały czar prysł.
     - Chyba?! To ja popełniłam błąd, że się na to zgodziłam. Proszę cię zrób coś dla mnie traktuj mnie tak jakby mnie nigdy nie było – myślałam, że przyzna się do wszystkiego, ale jak widać on nadal nie do końca był przekonany o tym czy jego zachowania było niedopuszczalne. To jego „ chyba” mnie przekonało. Nie miałam już ochoty na zabawę postanowiłam wrócić do pokoju.

     Przerzucałam bezmyślnie kanały. Myślałam o tym co wydarzyło się w ciągu tych ostatnich miesięcy i dni. Wyleczenie się z osoby Zbyszka łatwe nie będzie, ale miałam już dość jego ciągłych uników od odpowiedzialności. Niestety, nie byłam przekonana czy on kiedykolwiek dojrzeje. Kiedy pilot zatrzymał się na jakimś arabskim programie usłyszałam pukanie do drzwi. Nie miałam ochoty otwierać, ale ten, kto stał po drugiej stronie drzwi nie dawał za wygraną.
     - Nie dałaś mi dokończyć – na korytarzu stał Bartman.
     -A myślisz, że to coś zmieni? – czy był sens w słuchaniu tego co mam mi jeszcze do powiedzenia?
     -Daj mi powiedzieć, potem zrobisz z tym co zechcesz- zaproponował.
     - Dobrze mów – nie miałam zamiaru wpuszczać go do środka jak chce mówić to niech mówi tutaj.
     - Nigdy nie powiedziałem ci co do ciebie czułem i nie sądziłem, że mógłbym to powiedzieć bez robienia z siebie kretyna tak jak to robię teraz, ale większość swojego życia unikałem odpowiedzialności, to dlatego tak się zachowywałem – mówił z wielkim przekonaniem.
     - Doceniam, że mi to mówisz, ale to nie zmienni tego jak mnie potraktowałeś – chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale mi przerwał.
     - Jeśli mi pozwolisz wiem, że będę mógł ci to wynagrodzić. Wiki ja też się w tobie zakochałem, dotarło to do mnie dopiero wtedy gdy odeszłaś –, gdy to mówił nie widziałam na jego twarzy oznak fałszu.
     -Nie wiem czy będę mogła ci wybaczyć, tego nie da się tak łatwo zapomnieć – wiedziałam, że nie prędko zamarzę to w mojej pamięci.
     - Przepraszam. Jeżeli dasz mi szansę to pokaże ci, że potrafię to zmienić. Już nie będzie ukrywania, chcę spróbować jak najbardziej na poważnie. Ty i ja, daj nam tylko szansę – poprosił a jego oczy patrzyły na mnie z czułością, tak nie patrzył ma nie jeszcze ani raz.
     - My? Jesteś na to gotowy? – jego propozycja zaskoczyła mnie, nie byłam pewna swojej decyzji.
     - Jestem i niczego bardziej nie pragnę. Teraz już to wiem – zdecydował.
     Nie wiem, co urzekło mnie bardziej jego spojrzenie czy moc jaką wypowiadała te słowa, ale postanowiłam dać mu szansę, przecież nie przestałam go kochać. Wciągając go do środka znów czułam te miękkie pełne wargi na swoich ustach. Nie wiedziałam co będzie czy przypadkiem za dzień, tydzień, miesiąc znów nie wyskoczy z czymś czym do siebie mnie zrazi. Chciałam zaryzykować, ten, kto nie ryzykuje przecież nic nie ma.


.: :.
Wiem, że to jest moja poważna wada, wiem, że to powinno się skończyć, inaczej, ale cóż ten typ(czyt. Ja) tak ma. Nie poradzę nic na to. Jak się podoba, to dobrze, jak nie to trudno.

  Niedługo zacznę coś nowego jest to Zakazany owoc, jeżeli są chętni to zapraszam pod ten adres.
Żegnam się z wami tutaj, z tą krótką, ale ważną dla mnie historią. Dziękuję za tak liczną obecność na tym blogu, to wiele dla mnie znaczy.

środa, 1 sierpnia 2012

Tak jakbym miała mało własnych problemów, dziękuję tato…


     Atmosfera zgęstniała w ułamku sekundy. Kubiak jakby wyczuł co się dzieje, bo postanowił ulotnić się bez słowa przesyłając tylko w moją stronę przepraszające spojrzenie. Chyba nikt oprócz naszej trójki nie wiedział co się święci. Zbyszek też nie miał zamiaru robić przedstawienia, bo, gdy się odezwał to nie krzyczał, ale dla powagi sytuacji i zademonstrowania mi jaki jest wściekły uraczył mnie swoim szorstkim i stanowczym głosem.
     - Kompletnie ci odbiło? Co to miało być? Zrobiłaś ze mnie idiotę przy mojej siostrze – stwierdził. Czułam, że patrzy wprost w moją twarz. Mój wzrok skupił się jednak na Pawle Rusku, który przygotowywał się do rozgrzewki.
     - Nie wiedziałam, że to Kaśka wybacz – tylko na tyle było mnie stać. Nie ukrywajmy zaczęłam się trochę wstydzić tego jak się zachowałam.
     - Przecież widziałaś jej zdjęcia – może i Bartman teraz miał rację, ale w perfumerii złość i chyba zazdrość tak mnie zamroczyły, że nie połączyłam ze sobą tych faktów.
     - Pomyliłam się co mam ci jeszcze powiedzieć ?– Wiktoria Grodecka nie lubi przyznawać się do błędów, ale teraz ta rozmowa zaczynała mi coraz bardziej ciążyć. Poczucie wstydu zaczęło się wzmagać, nie byłam przecież aż taką hipokrytką, by odstawiać sceny zazdrości. Wcześniej nigdy mi się to nie zdarzało.
     - Nie wiem, co masz mi jeszcze powiedzieć, może się wytłumacz. Od wielu dni nie pozwalasz mi ze sobą porozmawiać, a, jak już się widzimy to robisz ze mnie nie wiadomo jak wielkiego buca – zaczął ni z tego ni z owego się żalić. Naprawdę złożoność jego zachowania była, by dobrym materiałem do analizy.
     - To ty nadal uważasz, że mamy o czym jeszcze ze sobą rozmawiać? Mi się wydawało co innego i już ci chyba to wyjaśniłam – nie chciałam słuchać żadnych tłumaczeń i obietnic, które i tak nie miały, by żadnego pokrycia.
     - Znów to robisz, daj mi wyjaśnić! Byłem u ciebie w weekend, chciałem pogadać. Zostawiłem nawet kwiaty, które ci przyniosłem, chyba nikt ich nie ukradł? – odniosłam wrażenie, że Zbyszek ma zamiar rozmawiać nie biorąc pod uwagi tego, że ja nie mam na to najmniejszej ochoty.
     - Myślisz, że kwiatki i słodycze wszystko załatwią? Zawiodłam się na tobie. Mam ci to przeliterować? – to nie do końca było tak, że ja nie chciałam go wysłuchać, gdzieś tam w środku piszczała jakaś część mnie wykrzykując „Daj mu szansę”, ale do była tylko maleńka część mnie. Reszta mojego wewnętrznego „JA” bała się tego co zrobię po jego wyznaniu.
     - Mógłbym to naprawić – Bartman walczył z moim oporem.
     - To nie jest czas ani miejsce na tą rozmowę – zdecydowałam. Chciałam odejść, ale jego dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku.
     - Kiedy mam z tobą rozmawiać jak mnie unikasz? To jest odpowiednia chwila! – zadecydował nie pozwalając mi odejść.
     - Zibi – usłyszałam głos Bernardiego. – Zbyszek! – powtórzył jeszcze bardziej zdenerwowany, gdy siatkarz nie zareagował za pierwszym razem na jego wołanie.
     - What!? – warknął w jego stronę Bartman.
     - Come here, now! – Lorenzo był już naprawdę wściekły, a z wściekłym Włochem nie było żadnej dyskusji.
     To chyba przez naszą rozmowę trening nie mógł się w pełni rozpocząć, brunet musiał dołączyć do reszty drużyny. Puścił moją rękę i cicho klnąc pod nosem ruszył w stronę trenera.

     Żeby opuścić boisko musiałam przejść obok Kaśki. Oczywiście mogłam wyjść drugimi drzwiami, ale, wtedy czekał, by mnie spacerek przez połowę trybun, a to już pewno wyglądało, by podejrzanie. Choćbym nie wiem jak chciała zignorować jej osobę to jednak te kilka metrów przed nią nie mogłam się opanować i spojrzałam w jej twarz. Nie zobaczyłam tak tego co spodziewałam się zobaczyć. Brunetka uśmiechała się do mnie nieśmiało. Wysiliłam się na podobny gest i wyszłam na korytarz wzdychając głośno. Liczyłam na chwilę spokoju, która jednak wcale nie miała zamiaru nadejść, najwyraźniej pojechała na wakacje na Haiti zamiast mnie w tej chwili wesprzeć.
    - Wiktoria, mogę chwilę z tobą porozmawiać? – usłyszałam za swoim plecami, gdy zawzięcie poszukiwałam papierosów, które zapanowały, by nad moim drżeniem rąk. – Jestem Kaśka, siostra Zbyszka – przedstawiła się, gdy tylko odwróciła się w jej stronę
     - Wiki – zdecydowałam się, że nie przedstawię obszerniej swojej osoby, mimo że na usta cisnęły mi się słowa, że jestem jedną z tych, które przeleciał jej brat.
     - To co się stało w galerii… - zaczęła.
     - Przepraszam, za to, nie powinnam – wtrąciłam. Nie wiedziałam na, ile jest wtajemniczona w to, co się dzieje między mną a jej bratem i czy w ogóle ma o tym jakieś pojęcie.
     - Nie wiem, co jest między tobą a Zibim, podejrzewam, że jednak coś was łączy. Jeżeli on spieprzył sprawę to pozwól mu to naprawić. Wiem, że on nie jest łatwym człowiekiem, ale wie, kiedy popełnia błędy – starała się go usprawiedliwiać i tak jak przypuszczałam nie miała żadnej świadomości co do tego co działo się między mną a Zbyszkiem . Tak można nazwać ślepą miłość miedzy rodzeństwem, które zawsze będzie bronić siebie nawzajem.
     - To normalne, że go bronisz, ale nie wiem czy byłabyś tego samego zdania gdybyś wiedziała co się wydarzyło – nie miała ochoty się z nią tym dzielić. Niech spyta braciszka jak tak bardzo chce wiedzieć.
     - To może ty mi powiesz – nalegała. Nic do Kaśki nie miałam, ale to zachowanie uznałam za przesadę.
     - Wybacz, ale to sprawa tylko miedzy mną a Zbyszkiem – nie bardzo wiedziałam jak się wyswobodzić z tej coraz bardziej krępującej rozmowy i tutaj na ratunek przyszedł mi ojciec.
     - Wiktoria dobrze, że cię widzę – dołączył do nas witając przy okazji brunetkę. – Mam do ciebie pilną sprawę, chodźmy do gabinetu.

     Gdy szłam z tatą w stronę jego królestwa zastanawiałam się czy najlepszym wyjściem nie było, by zniknięcie na jakiś czas z życia jastrzębskiego klubu. Jakoś powinni be ze mnie wytrzymać, studia to zawsze był dobry pretekst na wymiganie się od wielu obowiązków. Niestety, moje nadzieje szybko rozwiał przygotowany plan ojca.
     - Wiesz, że organizujemy benefis, gdzie współudział będzie miał tata Michała Łasko? – rozpoczął a mi od razu w głowie pojawiła się czerwona lampka z napisem : Uciekaj, uciekaj, póki możesz.
     - Coś tam słyszałam – bąknęłam bez entuzjazmu.
     - Mamy tam mały problem z dopięciem kilku szczegółów. Pomyślałem, że mi pomożesz – gdybym nie siedziała to zapewne leżałabym jak długa na podłodze.
     - Tato ja mam studia – usiłowałam się wymigać. Mina mojego ojca mówiła jednak, że na nic to się nie zda.
     - Sama jeszcze niedawno mnie prosiłaś bym dał ci zarobić parę groszy. Daję ci taką okazję teraz, zapłacę tak jakbym płacił organizatorce takich imprez – kusił.
     - Ale ja się na tym nie znam – chwytałam się czego tylko możliwe.
     - Przecież ci pomogę. Dostarczę wszystkie kontakty, zawszę będę służył radą, nie wysyłam cię na wojnę to tylko mała impreza. Z resztą sam Michał obiecał pomóc– jak widać nawet, gdybym obcięła sobie ręce i nogi ojciec nadal twierdziłby, że dam sobie świetnie radę z tym zadaniem.
     - Tato… - teraz to ja zacięłam sie w stylu Kubiaka , niby co miałam mu powiedzieć.
     - Mogę ci dać jeszcze kogoś do pomocy. Nie wiem może Zbyszka, jak Michał to będzie za mało – zaproponował.
     - Nie! – szybko zaprotestowałam. Na całe szczęście Zdziś Grodecki nie posiadał typowej dla kobiet intuicji i nie wyczuł tego zbyt gwałtownego sprzeciwu z mojej strony. – Michał mi wystarczy.

     Wracając do Katowic na tylnym siedzeniu walała się wielka teczka ze wszystkim co mój ojciec uznał za przydatne w dopilnowaniu, by ten cały benefis wypalił. Powtarzał mi też jeszcze przed wyjściem, że ja mam tylko nad wszystkim czuwać i, że to nie będzie trudne. Nie dość, że na głowie miałam Bartman z jego dziwnym zachowaniem to jeszcze wpakowałam się w kolejne „COŚ” co jeszcze bardziej wywróci mi życie do góry nogami.

..: :..
Ostatnio mnie korciło, żeby tutaj troszkę pozmieniać, ale zrezygnowałam. Nie będę się brała za zmienianie czegoś co powstało 2 miesiące temu.
Onet mnie wykańcza i chyba przeniosę się na Blogspot, w sumie już poczyniłam pewne kroki w tym kierunku
Jak tam u was z gorączką przedolimpijską, nerwy są? Ja mam nadzieję, że chłopcy wyleczą mnie z tej mojej traumy, której nabawiłam się 4 lata temu po ćwierćfinale z Włochami.
Z ostatnim rozdziałem zawitam pewnie już po Igrzyskach znając moje tempo publikacji ;)

wtorek, 24 lipca 2012

Zachowuję się jak wariatka.


  Nie byłabym sobą, gdyby przez całe przedpołudnie nie korciło mnie, to by zadzwonić do Bartmana. Choćbym nie wiem jak mocno udawała przed samą sobą, że ten gest z kwiatkami mnie nie zainteresował to od środka zżerała mnie ciekawość. Po co to zrobił? – pytało moje serce. Na całe szczęście wykładowcy uniemożliwili mi ten desperacki ruch i nie wykonałam tego telefonu za co dziękowałam kilka godzin później gdy natknęłam się na Zbyszka w katowickiej Silesii.

     Przechadzałam się po Douglasie wraz z Mariettą w poszukiwaniu jakiś sensownych perfum dla jej faceta, gdy kilka regałów dalej usłyszałam charakterystyczny śmiech. Pod, byle pretekstem opuściłam koleżankę i udałam się w tamtym kierunku. Brunet właśnie pstrykał na nadgarstek jakiejś laski o bujnych kręconych włosach.
     - Zibi mówiłam ci, że to do mnie nie pasuje – skarżyła się.
     - Oj, przestań, powąchać chyba możesz. Wczuj się to naprawdę ładny zapach – gdy tak się zbliżałam woń rozpylonych dopiero co perfum również do mnie dotarła. Była to bardzo znajoma woń. Sama jej używałam i to od niego dostałam flakonik z tym zapachem.
     - Rzeczywiście bardzo ładne– przysłuchiwałam się rozmowie starając sie zostać nie zauważona. W środku mnie się kotłowało. Jak widać mimo jęków Kubiaka, Zbyszek bardzo szybko znalazł sobie kogoś na moje miejsce. Nie była bym chyba 100% kobietą, gdybym nie była ciekawa jak owo „zastępstwo” mojej osoby wygląda. Dlatego ruszyłam w ich kierunku.
     - Mógłbyś się przynajmniej wysilić i wybrać inne perfumy! – zaatakowałam go. –A może każdej swojej niuni wybierałeś te same, bo, po co się męczyć jak i tak zawsze masz wszystko gdzieś!
     - Wiki uspokój się – napomknął mnie, robiąc się coraz bardziej czerwony na twarzy.
     - Przecież jestem spokojna! A tobie… – zwróciła się do brunetki – …daje radę: Zbyszek lubi kończyć na górze, nie spieraj się z nim o to, nie warto. To jemu musi być wygodnie nie tobie.
     - Wiktoria! – usłyszałam jeszcze za swoimi plecami nim wyszłam z perfumerii.
     Dopiero po kilku minutach przypomniałam sobie, że zostawiłam tam Mariettę. Nie miałam jednak zamiaru wracać w to miejsce ryzykując kolejne spotkanie z brunetem i jego towarzyszką. Szybko wystukałam wiadomość tekstową przekazując Mariettcie, że czekam na nią na parkingu.

     W głowie miała teraz dwie osoby. Pierwszą była ta dziewczyna. Nie powiem zabolało mnie to, że tak szybko znalazł inną. Ale czy nie tego właśnie chciałam? Przecież skończyłam z Bartmanem, może nie powinno mnie to obchodzić, a jednak obchodziło! Drugą ważniejszą na tę chwilę osobą był Kubiak, z którym musiałam jak najszybciej pogadać. Stawiłam się na hali przed ich popołudniowym treningiem.
     -Ty zdrajco! – wycelowałam w niego placem wskazującym, gdy tylko wszedł na boisko. – Kto ci kazał mielić jęzorem, co?! – ruszyła na chyba niczego nie świadomego Michała, ten wpatrywał się we mnie z przestrachem. Do tego scence przyglądała się Russell z Ashleyem, nawet dochodziły do mnie ich strzępy wymienianych na prędce spostrzeżeń, usłyszałam, że nie spodziewali się po mnie takiego zachowania.
     - Wiki możesz przestać naruszać moją przestrzeń i powiedzieć, o co chodzi? – szatyn starał się ode mnie odsunąć, ale ja nadal dźgałam go moim kościstym palcem w klatkę piersiową.
     - Ja mam ci powiedzieć!? To chyba ty powinieneś mieć mi coś do powiedzenia! Kto kazał ci rozmawiać z Bartmanem o mnie?! Czy ja cie o to prosiłam? – zapytałam. Byłam pewna, że to jego sprawka.
     - Nie wiem o czym mówisz? – udawał głupka, tak to wychodziło mu teraz najlepiej.
     - Nie udawaj! Dobrze wiem, że ty go namówiłeś do tego, żeby dał i te kwiatki i czekoladki. On sam, by na to nie wpadł – po twarzy Miśka przemknął wyraz triumfu.
     -Więc jednak u ciebie był – stwierdził zadowolony i jakoś przestał zaprzeczać, że maczał w tym palce. – I co?
     - Jajco! Nie było mnie w mieszkaniu podczas tej wizyty. Tak w ogóle to niepotrzebnie się produkowałeś, bo jak zapewne niedługo Zibi cię poinformuje znalazł sobie kolejną naiwną – nie zamierzałam tego ukrywać.
     - Jak to kolejną? – czyli tak jak przypuszczałam Kubiak jeszcze o niczym nie wiedział.
     - Cóż wydajemy się, że Zbyszek zabawia się w coś na wzór Kurka, bo tak jego nowa zdobycz na pewno nie jest w wieku zbliżonym do naszego – wyjaśniłam. Dobra byłam w te klocki i szła bym na zakład, że brunetka spotkana w perfumerii ma coś około trzydziestki. – Pewnie Zbyś szuka nowych wrażeń – zaśmiałam się.
     - Wiki czekaj, a jak ta dziewczyna wyglądała? – szatyn zaczął się dziwne zachowywać, z tego co zdążyłam go już poznać to były oznaki zdenerwowania.
     -Po za tym, że jest od niego starsza tak jak już wspomniałam to ma długie, ciemne i kręcone włosy – opisałam. – Coś ci to mówi?
     -Wiki to nie jest tak jak ci się wydaje – zaczął się jąkać. Naprawę Kubi powinie chyba udać się do jakiegoś psychologa, bo te zmiany zachowań są niepokojące.
     - Co za różnica jak mi się wydaje?! Powiedziałam tej lasce co nieco, może zmądrzeje i zauważy przed czasem, że jest tylko zabawką – kłamałam teraz jak z nut. Wcale nie mówiła tego tej brunetce z potrzeby serca, ale chciałam oczernić w jej oczach Bartmana, należało mu się, nie wszystko musi mu uchodzić na sucho.
     - Ale…- dalej ciągnął Kubiak.
     - Co ale?! Michał tylko go teraz nie broń! Tego już nie zniosę –ja wiem, że oni są przyjaciółmi, ale chyba w tej kwestii Misek powinien trzymać moją stronę i mnie zrozumieć.
Ta rozmowa stanowczo się przeciągnęła, chciałam tylko Michałowi wygarnąć, a doszło do tego, że rozmawiałam z nim o jakiejś nowej lafiryndzie Bartmana. Nie chciałam spotkać Zbyszka dzisiejszego dnia jeszcze raz, więc pora się jakoś ulotnić.
     - Dobra ja spadam – powiedziałam, ale szatyn złapał mnie za przedramię.
     - Czy ta dziewczyna miała na sobie czerwoną kurtkę? – zapytał, czego się nie spodziewałam. Jak już wspomniałam ten psycholog to chyba już teraz jest potrzebny.
     - Tak ,a co do ma niby do rzeczy? – dodarłam zaskoczona i nie czekając na odpowiedź powędrowałam wzrokiem w tym samym kierunku, w którym spoczęły oczy Kubiaka. – Co za tupet! Jeszcze ją tutaj przyprowadził!
     - To jest jego… -zaciął się Michał.
     - Jego co?! Mów, że wreszcie – ponagliłam go. Od, kiedy on nabrał takiego zwyczaju, że zacina się w ważnych dla mnie momentach.
     - To jego siostra Kasia – wydukał wreszcie.
     - Siostra – zdążyłam tylko powiedzieć nim Bartman, który zbliżał się do nas stanął dosłownie obok mnie. Był mocno poirytowany to widziałam dokładnie w jego zielonych tęczówkach.

..: :..

Dodaje kolejną odsłonę. Wiem, że trochę krótko wyszło, ale taki urok tej historii.
Przepraszam, że tak rzadko dodaje rozdziały, ale jak wiecie mam jeszcze 2 inne blogi do ogarnięcia a czasu jak na lekarstwo. Teraz będę go miała jeszcze mniej, bo wyjeżdżam na wakacje do pracy tak jak w zeszłym roku. Postaram się być w miarę regularnie na waszych blogach, ale z moim pisaniem to nie obiecam tej regularności…

Dociekliwe rozmowy.


Po meczu z Bydgoszczą zostałam napadnięta przez Kubiaka, słowo napadnięta było adekwatne do tego co mi zrobił. Dosłownie uwiesił się na mnie swoim wielkim cielskiem zapominając o tym, że jestem od niego sporo mniejsza.
     - Bierz te łapy, tu orangutanie! – zepchnęłam jego ramię z moich barków.
     - Wiki, ty dalej nie w sosie, to trwa już zdecydowanie za długo. Myślałem, że już ci przeszło – jojczył krocząc obok mnie ignorując jakieś rozwrzeszczane nastolatki wykrzykujące jego imię.
     - Niby co mi miało przejść ? – przystanęłam patrząc na te wiecznie roześmianą twarz.
     - No ta twoja niechęć do Zbyszka. Nie ukrywam ja już za tobą tęsknie. Przyzwyczaiłem się już nawet do tych twoich nocnych jęków i pisków – zdębiałam momentalnie i mogłabym przysiąc, że chwilę stałam z otwartymi ustami.
     -Wcale nie piszczę, nie przypominam sobie – nie należałam do osób, które w łóżku wydają całą gamę dźwięków.
     - Żartuję przecież, choć ja tam nie wiem jak jest u ciebie, bo ja już dawno zasypiam ze stoperami, nie każda dziewczyna była tak wstrzemięźliwa wpadając w ramiona naszego ogiera – roześmiał się.
     - Też mi powód do żartów. Mógłbyś być, chociaż raz poważny? – tutaj trochę przesadziłam. Kubiak na pewno był bardziej poważny i odpowiedzialny od Bartmana a przynajmniej brał życie na serio, nie bawił się nim na każdym kroku.
     - To, kiedy do nas wrócisz? – dopytywał niewinnie. To akurat było trochę zabawne przecież oboje wiedzieliśmy, że słowo wracać nie odnosiło się do osoby Kubiaka a jego przyjaciela.
     - Miśku nie wrócę, już ci o tym mówiłam. To Zbyszek jeszcze ci się nie poskarżył – dziwiło mnie to, że Bartman trzymał ciągle język za zębami minęło już przecież trochę czasu.
     -Zibi ostatnio jest nie do życia i właśnie czekam aż wrócisz i tym samym wróci dawny on – zachowanie bruneta jakie opisał mi Michał dało mi trochę do myślenia.
     - Bartman będzie musiał sobie poszukać kogoś innego, na mnie już nie licz – napomknęłam. Niestety, byłam pewna, że to szatyna nie zadowoli i będzie wymagał obszerniejszych wyjaśnień.
      - Aż tak się pożarliście? O co tym razem? – Kubiak najwyraźniej naprawdę nie wiedział, o co nam poszło. Czy się temu dziwiłam? No właśnie nie, Misiek zapewne strzelił, by Zbyszkowi wykład a tego prawdopodobnie brunet chciał uniknąć.
     - O test ciążowy, to od tego się zaczęło… Nie Miśku, nie jestem w ciąży – dodałam szybko, bo jemu kolory zaczęły zmieniać się na twarzy po pierwszych moich słowach. Nawet usłyszałam jak głośno teraz odetchnął z wyraźną ulgą. – Jak mówię zaczęło się do testu, ale dzięki temu zobaczyłam drugą twarz Zbyszka i tym kim dla niego jestem.
     - Czekaj, bo nie nadążam – przerwał mi. – Co Zibi zrobił?
     - W wielkim skrócie dał mi do zrozumienia, że jestem dla niego nikim więcej jak laską którą może posuwać. Takich jest na pęczki, na pewno szybko znajdzie jakąś na moje miejsce – ulżyło mi, wreszcie mogłam się wygadać i ani trochę nie przeszkadzało mi to, że tych zwierzeń wysłuchiwał najlepszy przyjaciel Bartmana.
     - Ale z tego co pamiętam to sama byłaś zadowolona z tego co was łączyło i jak to wyglądało – przypomniał mi.
     - Bo byłam, ale do czasu. Wiesz Miśku my kobiety to może i jesteśmy skomplikowane, ale nad wyraz często wpadamy we własną pułapkę uczuć – omotałam sprawę jak tylko mogłam, bo słowa „ Zakochałam się w Bartmanie” nie miały ochoty przejść przez moje gardło.
     - Zakochałaś się w nim! – krzyknął nie zwracając uwagi na to, że ludzie z obsługi kamer Polsatu i niedobitki wśród kibiców zaczęli się nam dziwnie przyglądać.
     - Ciszej! – syknęłam. – Tak, to prawda co mówisz, ale zobaczyłam również, że on nawet w jednym procencie nie czuje do mnie niczego poza fizycznym pociągiem. Tym samym rozproszył moje nadzieje, że z biegiem czasu coś by się zmieniło – wyznałam swoje marzenia co do przyszłości naszych wspólnych relacji, teraz odczuwałam jakie to wszystko było złudne.
     - Nie wierze, że on do ciebie nic nie czuje. On tylko nie potrafi mówić o swoich uczuciach – zapewniał mnie.
     - Nie widziałeś go, wtedy. Jak mu o tym powiedziałam on to zwyczajnie wyśmiał. Dał mi tym samym do zrozumienia, że nie wiele dla niego znaczy co ja do niego czuję – od naszej rozmowy na parkingu minęło trochę czasu i w tym okresie nie zamieniłam z nim ani słowa. Mój telefon też nie był nękany przez jego próby dodzwonienia się do mnie.
     - On się zwyczajnie wystraszył – stwierdził przekonany Kubiak.
     - Może i tak, ale ja już mu nie wierzę. Wiem, że chcesz go bronić, ale to niczego nie zmienia. Muszę iść, ojciec pewnie na mnie czeka – pożegnałam się z Michałem udając się do gabinetu taty. W ten weekend czekała mnie iście rodzinna atmosfera wyłącznie w gronie najbliższych. Raz na jakiś czas można to było wytrzymać bez żadnego uszczerbku na własnej psychice.

     Przyglądałam się swojej siostrze, która właśnie oznajmiła nam wszystkim, że spodziewa się dziecka. Ledwo udało mi się powstrzymać śmiech, bo, gdyby los nie był tak łaskawy sama ogłaszałabym podobną nowinę wzbudzając przy tym ogromną falę pytań. Wirginia była przecież świeżo upieczoną mężatką a ja to, co, wieczna singielka, która tylko potajemnie od kilku miesięcy sypia z jednym z członków ekipy którą po części zarządza mój tato. Potrafiłam nawet w mig wizualizować sobie w głowie reakcję ojca, który z potulnego Zdzisia Grodeckiego zamienia się we wściekłą bestię. Ciekawiło mnie tylko jedno czy bardziej wściekłby się ma mnie czy na Zbyszka? Tego już jednak nigdy nie sprawdzę.
     - Oczywiście Wiktoria będzie chrzestną – zadecydowała Wirginia, na co tylko przytaknęłam.
     - Wiguś nie teraz, zbyt wcześnie, by podejmować takie decyzje, to może przynieść pecha – odezwała się zawsze przesądna mama. – A, jak już jesteśmy przy Wiki, to, co tam u ciebie dziecko? Ojciec opowiadał ,że nie ma tygodnia byś nie siedziała na hali i rozpraszała swoją obecnością zawodników.
     - Mamo przecież wiesz, że to nie tak. Ja ich zwyczajnie lubię, to wszystko – jeszcze mi tylko tego brakowało bym teraz była przesłuchiwana przez rodzinę.
     - Ja to się dziwę tyle tam facetów a ty ciągle wolny strzelec – na moje nieszczęście Wiga podchwyciła temat.
     - Większość i tak zajęta a reszta nie w moim typie – chciałam to szybko zakończyć, jednak wątpiłam, by rodzinka mi na to pozwoliła, szczególnie jej damska część.
     - I dobrze, to nie są odpowiedni mężczyźni dla niej – jeszcze tego brakowało, że do wszystkiego włączył się tata.
     - Tato nie bądź taki staroświecki! A ty Wiki nie ściemniaj, że nikt ci tam nie przypadł do gustu! – nie wiedziałam czy moja siostra robiła to świadomie czy zwyczajnie wyczuła, że coś kręcę.
     - Przypadnięcie do gustu a przejście na kolejny etap to dwie różne sprawy. Powiedz mi lepiej jak tam prace na budowie? Kiedy będę mogła wejść do ogrodu bez obaw, że ekipa budowlana nie zniszczy mojej roboty? – zmieniłam temat co zapewne nie umknęło nikomu z członków mojej rodziny. Na szczęście jutro wracałam do Katowic a przy porannym rozgardiaszu w domu Grodeckich nie będzie czasu na wypytywanie mnie o to.
     Moja siostra zwietrzyła temat i próbowała mnie podejść jeszcze kilkakrotnie. Nie była w tym dobra a ja udawałam, że nie mam pojęcia o czym mówi. Ostatnią próbę podjęła późnym wieczorem, gdy byłam już w łóżku. Uratowało mnie tylko to, że z wielką precyzją udałam, że śpię.

     Pod drzwiami mieszkania na wycieraczce zastałam sporych rozmiarów już lekko zwiędnięty bukiet róż i pudełko czekoladek. Nie było nic więcej, żadnego bileciku, kartki czegokolwiek. To i tak nie było mi potrzebne. Sam bukiet dobrze oznajmiał mi, kto to był. Tylko on wiedział, że moim ulubionym połączeniem jest zestawienie białych i blado żółtych róż, kochałam te przechodzące w siebie barwy. Niestety, nie miałam pojęcia dlaczego postanowił mnie nimi obdarować. Nie miała też zamiaru robić sobie żadnych nadziei, że to cokolwiek znaczy.
 ..: :..
Tak jak ostatnio skinny zauważyła, nie ma tutaj w narracji ukazanego spostrzeżenia drugiej strony, czyli Zbyszka. Wiem, że przyzwyczaiłam was do tego, że zawsze na bieżąco byliśmy wszyscy razem z myślami bohaterów. Tutaj wybrałam tylko narracje Wiktorii, dla mnie, to jest również nowość, bo niektóre rzeczy zostają niedopowiedziane.